
Gdybym zdecydowała się kiedyś założyć safari park słów, poczesne miejsce znalazł by w nim petrichor – czyli zapach skał po deszczu. Piękne słowo, które do angielskiego przywędrowało z greczyzny, a odnosi się bezpośrednio do płynu, który według mitologii płynie w żyłach greckich bogów. Jest nowe, bo urodziło się w 1964 roku, ale zarazem i bardzo stare, a na wyobraźnię działa jak mało które. Spolszczono je, i powstała petrykora, która mi się kojarzy ze złym duchem, a nie poetycznym aromatem. Choć w sumie termin ukuto, by określić zjawisko biofizyczne.
W mini-zoo na pewno zamieszkałby ulubiony przez dzieci butterfly – czyli motyl, a dosłownie maślana mucha. Tylko nie wiem, czy znalazłoby się tam wyjaśnienie, że motyle nazwano tak ze względu na maślaną konsystencję ich kupy. Chociaż dzieci lubią takie ciekawostki. A po polsku? Dlaczego motyl to motyl? Podobno dlatego, że pochodzi od prasłowaińskiego *motati, które niegdyś oznaczało nie tylko motać ale także potrząsać i kołysać. Ten trzepocący ruch przypomina także portugalskie słowo borboleta – choć w rzeczywistości pochodzi od łacińskiego belbellita, zniekształconej wersji słowa bella, czyli piękna. Jego niemiecka nazwa – Schmetterling – oprócz tego, że nieustannie bawi językoznawców porównawczych, też jest niezwykle ciekawa. Pochodzi od słowa schmetten, czyli śmietana (podobnie brzmi, prawda?) bo niegdyś wierzono, że czarownica zmieniają się w motyle, żeby kraść gospodyniom śmietanę i sery.






