
Wiadomo, słowo to wehikuł myśli i materiał, z którego tworzy się tłumaczenia. Podobnie jak w budownictwie, jakość tłumaczeń zależy nie tylko od projektu i konstrukcji, ale i od użytego materiału. Wędruję więc po niekończących się bezdrożach internetu, szukając enklaw, gdzie gromadzą się użyteczne słowa. Mam swoje ścieżki i ulubione tereny zbierackie. Czasem przemierzam je szybko, pośpiesznie szukając potrzebnego materiału, innym razem zagłębiam się w lingwistyczne ostępy i wynoszę stamtąd zdumiewające, choć nie zawsze użyteczne znaleziska. Ale z tłumaczeniami jest jest jak z pszczołami: nigdy nic nie wiadomo.
Siedziałam sobie kiedyś za stołem i trzecią godzinę tłumaczyłam biznesowo-techniczne rozmowy. Dobrze mi szło, bo rozmówcy byli sympatyczni, znaliśmy już się trochę, bo to nie było pierwsze spotkanie. Goście, choć mieli sporo doświadczenia w rozmowach prowadzonych przez tłumacza, byli zafascynowani tym, że przekładam niemal całe ich wypowiedzi, nie tracąc ładunku emocjonalnego. Podobało im się też bogate słownictwo. W pewnym momencie zorientowałam się, że jeden z nich zaczął wplatać do swoich wypowiedzi coraz bardziej skomplikowane konstrukcje. Najpierw idiomy, potem przysłowia Spojrzałam na niego – i błysk w jego oku powiedział mi wszystko. Tak rozpoczął się nasz mecz na idiomy, dowcipy i przysłowia.
Pan nie znał oczywiście polskiego, więc mógł oceniać trafność moich decyzji tylko po reakcji rozmówców. Z coraz większym napięciem czekał, kiedy się zatnę, a ja walczyłam jak lwica. Pozostali uczestnicy spotkania połapali się szybko, co się dzieje, i radośnie przyłączyli się do zabawy. W końcu ktoś rzucił atutową kartę: Beggars can’t be choosers. Gdyby nie moje umiłowanie wędrówek po internecie, i nomen-omen przysłowiowy łut szczęścia, to pewnie nie przebrnęłabym przez to gładko. Ale poranna lektura dobrze polinkowanego artykułu o warszawskiej gwarze i piosenkach zrobiła swoje, więc bez zająknięcia się wygłosiłam: „Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma…”
Uff. Panom widać skończyły się idiomy, bo zwolnili tempo i skupili się na planach rozwojowych wspólnej działalności. A ja wróciłam do normalnego trybu pracy.






