Ciekawostki tłumaczeniowe: I nikt mnie z tego nie wyleczy. Są niezbędne, żeby poznać klimat epoki, klimat książki, styl i upodobania autora. Poza tym, zaskakują i zdumiewają. 

About the author : Kasia Preiskorn

Od zawsze chciałam być tłumaczką. Moje marzenia zaczęły się spełniać już na studiach. Kiedy odebrałam pierwsze honorarium w czasopiśmie “Polska – Poland”, skakałam z radości, bo poczułam się profesjonalistką. Nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele wysiłku i czasu potrzeba, by dopracować się porządnego tłumaczeniowego warsztatu. Wciąż się uczę, pogłębiam wiedzę, wędruję po lingwistycznych ścieżkach i bezdrożach. Porównuję synonimy, badam kolokacje, sprawdzam rejestry znaczeniowe, przymierzam się do translatorkich wyzwań poetyckich i literackich, a czasem tworzę własne teksty. Nieraz trafiam na prawdziwe perełki – ciekawa jestem, czy też cię zainteresują. Zapraszam do lektury.

I nikt mnie z tego nie wyleczy. Są niezbędne, żeby poznać klimat epoki, klimat książki, styl i upodobania autora. Poza tym, zaskakują i zdumiewają.  Ta dama powyżej to niejaka Mary Smith, zdjęcie przedstawia ją przy pracy. Mamy rok 1930, Londyn. Ktoś zgadnie, czym się zajmowała?

Otóż zawodowo strzelała groszkami ludziom w szyby, żeby obudzić ich do pracy. Nazwa zawodu brzmi pea-shooter, ale to nie jedyny fach w tej dziedzinie. Byli przecież także knocker-upperzy, czyli panowie z długimi tyczkami przypominającymi wędki.

Powstał nawet na ten temat wierszyk z cyklu łamańców językowych.

Tyczkę z rzędem, ewentualnie rurkę z groszkiem temu, kto to sprawnie przetłumaczy!

We had a knocker-up, and our knocker-up had a knocker-up

And our knocker-up’s knocker-up didn’t knock our knocker up

So our knocker-up didn’t knock us up

’Cos he’s not up.