
Koleżanka tłumaczka podsunęła mi niedawno taki wiersz, autorstwa Briana Bilstona, żonglera słów, prestidigitatora frazeologicznego i w ogóle czad poety.
Nie byłaby sobą, gdyby nie dołączyła do niego maleńkiego wyzwania tłumaczeniowego. – Niedziela jest – pomyślałam. – Szkoda czasu, niech szare komórki wypoczywają, idę na spacer z psami.
Wkrótce okazało się jednak, że szare komórki miały na ten temat własne zdanie, i ukradkiem zaczęły podsuwać skojarzenia, rozwiązania, propozycje. Już na piątym kilometrze pięknej piaszczystej dróżki miałam gotowy szkic. W domu herbatka na rozgrzewkę, nieco prac wykończeniowych… i efekt końcowy poniżej.
Serenada dojrzewająca
Elizie
Byłaś mi jako ser złoty…
Przeżyłem kaszkawał miłości.
Na niebie twaróg księżyca,
Na ziemi twedamskie krągłości.
Odszedłem, jak jakiś ricotta…
To już roquefort. Tęsknota mnie zżera.
Ale wrócę! Pragnę pieścić twe rycki!
A potem niech sera que sera!
Pamiętajcie proszę, że takich wierszy się nie tłumaczy, tylko parafrazuje – przy takich utworach nie chodzi przecież o dokładność tłumaczeniową, tylko o oddanie klimatu, ewentualnie wybryków wyobraźni autora. Nieraz się przy tym zdarza, że tłumacza poniesie hen! daleko od oryginału, ale efekt wydaje mu się na tyle udany, że szkoda wracać. Tak było i w tym przypadku. A może spróbujecie sami? Ten wiersz to prawdziwe wyzwanie, ale też świetna zabawa. Ilu tłumaczy, tyle wersji. Niech mozarella będzie z wami!
tags: tłumaczenie wierszy






